GOD Mefiste |
Wysłany: Śro 12:12, 02 Sty 2008 Temat postu: Życie na Rookgardzie |
|
1.Pierwsze kroki.
Obudziłem się w dziwnym miejscu.Było jasno ,a dokoła biegało pełno osób.
-Daj coś za darmo! - słyszałem co i rusz.W pewnej chwili zobaczyłem mnicha ,który pomógł mi wstać z zimnej marmurowej posadzki.
-Witaj.Nazywam się Cipfried.A ty? - powiedział mnich.
-Ja...Właśnie jak ja się nazywam?-Jestem Thor
-Ahh...Miło Cię widzieć na mojej Wyspie!
-T..Twojej?
- Och, tak! Mało kto wie, że to ja tutaj rządzę!-Moja wyspa nazywa się Rookgard.
-Acha.Miło Cię poznać.
Po krótkiej rozmowie Cipfried oprowadził mnie po mieście i zapoznał z handlarzami.Zobaczyłem sklep Dixi i Obiego oraz rzeźnię Toma.Poznał mnie ,także z Al Dee i Seymourem.Poznałem prawie wszystkich handlarzy w mieście! Jednak Cipfried miał coś w zanadrzu:
-Mam dla Ciebie pewną misję.
-Słucham...
-W naszych kanałach grasują szczury. Proszę, pozbądź się ich!
Oczywi...-Cipfried przerwał mi i powiedział:
-Wiele osób tam zginęło! Postaraj się mnie nie zawieść!
2.Moja pierwsza misja
Pod naciskiem Cipfreda zgodziłem się wyruszyć na tą niebezpieczną misję. Czym były szczury? To takie małe stworzenia. Mam przecież swoją własną maczugę, więc powinienem sobie z nimi łatwo poradzić! Jednak mnich wiedział, co mówi. Wszedłem do kanału, a już przy samym wejściu napadło mnie kilka szczurów. Były niewiarygodnie silne.
"Pamiętaj. Szczury piją wodę ze ścieków, w których znajdują się odpady z głównego kontynentu! Oni tam brudzą jak nie wiem co!" - przypomniałem sobie słowa Cipfreda. Czułem, że opadam z sił. Postanowiłem uciec. Mnich rzucił na mnie groźne spojrzenie.
- Uciekłeś? - zapytał.
- Nie - odpowiedziałem bardzo szybko. - Próbowałem zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Jestem bardzo zmęczony.
- To normalne. Połóż się spać tutaj, na podłodze.
Z podkulonymi nogami leżałem na białej, marmurowej podłodze świątyni w otoczeniu innych ludzi. Niektórzy spali, inni zaś próbowali uzyskać od mnicha jakieś informacje. Nigdy bym nie pomyślał, że śpiąc na marmurze można mieć takie fantastyczne sny! Miałem wrażenie, że jestem tam naprawdę. Byłem w kanałach i zabiłem wszystkie przebywające w nich szczury. W starej skrzyni znalazłem nożyk, który okazał się lepszym orężem od drewnianej maczugi.
- Wstawaj! - usłyszałem przez sen. To był ten mnich.
- Co.. co... co się dzieje?
- Miasto cię potrzebuje! Szczury wychodzą z kanałów!
Faktycznie. Dużo szczurów popędzało po chodnikach i dachach okolicznych budynków. Cipfred rzucił jakieś zaklęcie, a szczury nie mogły się już dostać do świątyni.
- Exevo Protection - spróbowałem tego samego, jednak nie zadziałało.
- Na mojej wyspie panuje pokój. Żaden jej mieszkaniec nie ma prawa zabić innego! Zakazane są także czary!
- To dlaczego ty...
- Ja chronię tą wyspę!
- Chcę ją chronić razem z tobą... - zaproponowałem mnichowi współpracę, jednak ten odpowiedział bez emocji:
- Ale bez czarów!
3. Nieplanowana podróz
Wyszedłem na ulicę i zacząłem atakować szczury. Przyszło mi to z łatwością, jednak wiele osób zginęło. Pozbierałem z ich plecaków złoto i przydatne rzeczy. Znalazłem katanę - słynny samurajski miecz. Podobno nigdzie nie było lepszej broni na tej wyspie.
****
Szczury prawie mnie zabiły, jednak udało mi się znaleźć w plecaku płyn do nasączenia tkaniny. Okładało się nią rany, aby zatamować krew. Widziałem tylko trupy innych ludzi, którym nie udało się zejść do kanału lub wbiec do świątyni...
- Auch!!!! - dostałem czymś w głowę. Upadłem na ziemię i leżałem. Czułem tylko, jak szczury zjadają moje spodnie.
Po paru minutach nie pozostała po nich nawet nitka. Tutejsze szczury były naprawdę żarłoczne. Kątem oka zobaczyłem, jak gromadka zjadająca przed chwilą moje ubranie ruszyła na jakiegoś trupa. Ku mojemu zdziwieniu na dźwięk chrobotania szczurych zębów o skórę trup... ożył!
- Witam - powiedział człowiek.
- Cześć - odpowiedziałem.
- Czy te szczury... czy one... O NIE!!!! ONE ZABRAŁY MOJE WYPOSAŻENIE!
- A co takiego miałeś, ze tak rozpaczasz? - zapytałem ze zdziwieniem, ponieważ nieznajomy nie wyglądał na doświadczonego.
- Miałem najlepszy ekwipunek, jaki można zdobyć na tej wyspie! Misje zlecili mi sprzedawcy ze sklepów...
- A szczury ci to zabrały... Może da się to odzyskać?
- TAK!!! Trzeba iść na misję.
Rozważyłem propozycję nieznajomego człowieka i poszedłem do mnicha.
- Dzień dobry. Chciałb...
- Misja, tak? Wszystko słyszałem. Pójdziesz po Legendarny Miecz Carlinowców.
- A kto to?
- To są władcy miasta Carlin na kontynencie.
Po chwili dodał:
- Pamiętaj, że stawisz czoła najbardziej nieprzewidywalnemu potworowi na wyspie!
Coś drugi raz dzisiejszego dnia łupnęło mnie w głowę i wylądowałem poza miastem, na jakimś moście. Otoczyły mnie pająki...
4. Most
Stałem na tym moście dobre pięć minut, a pająki tylko mnie okrążyły i patrzyły swoimi czerwonymi ślepiami. Zauważyłem jak jeden daje znak, żeby przyszły następne. Przestraszyłem się, bo nie wiedziałem czy uda mi się zabić ich aż tyle. Jednak coś we mnie ruszyło i zacząłem dźgać nożem na oślep. Zobaczyłem, że pare pająków padło, inne zaś zaczęły uciekać, ale ciągle przychodziły nowe. W oddali zobaczyłem coś w rodzaju gniazda, z ktorego wychodziły.
- Rozwal gniazdo! - usłyszałem za sobą.
- Nie uda mi się do niego dojść... - krzyknąłem.
- Rzuć nożem! Rzuć! Zginiemy obaj!
Nieznajomy kazał mi rzucić moim nowiutkim nożem w gniazdo pająków, ale co by to dało... Nóż by sie wbił w tą kupę ziemi, a pająki by się tylko rozdrazniły i rzuciły na mnie. Miałem dość kłopotów na tym moście. Powtórzyłem jeszcze kilka razy mój nowowymyślony atak. Tnąc powietrze nożem obracam się wokół własnej osi, aby zranić jak najwięcej pająków wokół siebie. Było to niezwykle skuteczne, bo przestraszone potwory uciekały. Wciąż jednak przychodziły nowe... Było już ich ze dwadzieścia, a dwa razy tyle trupów. Zielonkawa krew i flaki zalewały most, a częśc nawet wpadła do rzeki.
- Woda nie będzie zdatna do picia, a ryby do jedzenia - powiedział głos za mną.
- Masz rację. Pomóż mi ubić te przeklęte pająki.
- Mówiłem ci co masz zrobić...
Ponownie rozważyłem propozycję nieznajomego. Nie chciałem, żebym zginął, a na jego życiu mi nie zależało. Coś jednak we mnie ponownie ruszyło i szykowalem się do rzutu. Było to niespodziewane, bo nigdy bym nie przypuszczał, że tak łatwo oddam to co zdobyłem z takim trudem. Rzuciłem w gniazdo.
- Dzięki - powiedział nieznajomy.
- Za co?! - spytałem.
- Za broń - odpowiedział po czym wziął pająka w rękę i rzucił nim o ścianę. Zszedł z mostu i wyjął nożyk z gniazda. Uciekł...
Byłem bardzo zdenerwowany tym, że przez tyle czasu nawalałem pająki jak oszalały, a ten oszust z łatwością wziął jednego w rękę i cisnął o skałę. Jeszcze straciłem moją broń...
- Pamiętaj, że Cipfred wysłał nas na misję! - powiedział poznany na rynku kumpel, który dopiero co przyszedł na most i rozprawił się ze wszystkimi pająkami.
5. Bezbronny
Zabrał mi mój nóż! Dlaczego na tym świecie jest aż tyle głupich osób. Nie potrafił sam sobie znaleźć broni, to musiał ukraść mi. To jest już...
- ... noobowstwo - powiedział jakiś człowiek, który wszedł właśnie na most.
- Co?
- Noob. Jest to osoba, która uważa się za pana i władcę krainy Rookgaard.
- A ty kim jesteś?
- Sunrise. Nie ciągnie mnie do kontynentu, więc tu siedzę sobie cały czas.
Rzeczywiście. Na kawałku pergaminu wystającego z worka widniał napis: "Poziom Zaawansowania: 102". Było to ciekawe, gdyż ja miałem dopiero... drugi.
- Młody człowieku. Udzielę ci pewnej rady...
- Słucham.
- Chodź ze mną, to zdobędę dla ciebie coś lepszego.
- A co chcesz w zamian Sunshine?
- SUNRISE! - warknął.
- Prze... przepraszam... - odpowiedziałem. - No więc, co w zamian, Sunrise?
- Pragnę tylko, abyś nie wchodził mi więcej w drogę.
- Dobrze... Chodźmy!
Szliśmy dobre pięć minut i znaleźlismy się w gnieździe jakichś robali. Podobno nazywają je rotwormami. Po chwili zauważyłem, jak z jednego z zabitych rotwormów wyłania się długi miecz.
- To jest Katana - oznajmił Sunrise. - Nalepszy miecz, jaki tu znajdziesz. Obchodź się z nimi ostrożnie, gdyż są one bardzo ostre!
- Zrozumiałem - ledwie zakończyłem to słowo, a z kolejnego rotworma wyłoniła się tarcza.
- Miedziak... zwykłe gówno, ale tu - na rooku - jest najcenniejszą tarczą! Zachowaj ją, dopóki nie opuścisz Rookgaardu. Przed pójsciem na kontynent po prostu sprzedaj...
Minęło już trochę czasu, odkąd spotkałem Sunrise. Byłem oszołomiony, że można tu tyle wytrzymać i przeżyć... Po dłuższym namyśle, postanowiłem, że nie postąpię według rad nowego kolegi. Nie pójdę na kontynent!
6. Nagroda
Wszedłem do ponurej jaskini, która była zamieszkała przez dobrze znane mi szczury. Zabiłem kilka z nich i ruszyłem przed siebie. Dobrze, że zabrałem ze sobą pochodnię...
Pochodnia przydała się, bowiem jaskinia była tak ciemna, że nie widziałem własnej ręki przystawionej do oczu. Szedłem dość długo, ale w pewnym momencie usłyszałem szmer przed sobą. Zdawało mi się, jakbym widział boczny korytarz, ale dla pewności sprawdziłem to. TAK! Nie myliłem się! W odnodze od głównego tunelu stał troll. Wielki i obrzydliwy. Ku mojemu zdziwieniu przemawiał ludzkim głosem:
- Czego tu chcesz, hmm??
- Nie chcę ci przeszkadzać, idę dalej.
- STÓJ! - krzyknął troll. - Nikt nie przejdzie koło mnie obojętnie!
- Dobra... witam cię trollu, ale muszę już spadać!
- STÓJ! - ponownie krzyknął. - Nakarm mnie!
Rzuciłem mu trochę mięsa, które udało mi się ocalić z zabitych w miejskiej farmie owiec.
- ZATRZYMAJ SIĘ, WĘDROWCZE! - zawołał troll, gdy byłem już dość daleko. - Musisz stoczyć ze mną walkę, aby iść dalej...
- Nie, proszę! - przeraziłem się mocno, bo troll był o wiele silniejszy ode mnie!
- Musisz walczyć. Inaczej cię nie przepuszczę!
- Proszę! Powalczymy, gdy będę wracał!
- Nie rozumiesz?! Dalej jest obóz moich braci! Oni na pewno cię nie przepuszczą bez walki...
- No więc... - nie zdążyłem dokończyć, a troll uderzył mnie z całej siły pięścią. Upadłem na podłogę i długo nie mogłem się podnieść.
- Wstawaj! - krzyknął troll. - Nie możesz walczyć??
- UWAŻAJ, CO DO MNIE MÓWISZ!!!!! - z wściekłością rzuciłem się na trolla z moją kataną. Miałem jednak za mało doświadczenia w walce białą bronią.
- Muszę trochę potrenować, Sunrise nie powiedział mi jak używać katany... - pomyślałem i uciąłem trollowi rękę.
- Aaaaaaaaargh!! Zapłacisz za to, wędrowcze! Nie pozwolę ci, abyś wtargnął do obozu moich braci! - uderzył mnie z drugiej pięści i ponownie znalazłem się w pozycji leżącej. Trwało to jednak o wiele krócej niż poprzednio, bo nauczyłem się, że nawet po najboleśniejszym ciosie można się podnieść. Zaatakowałem trolla taką furią, że uciąłem mu głowę. Nie żył. Z przywiązanej do pasa sakiewki wyjąłem parę złotych monet, a nogi wziąłem ze sobą, aby przerobić je na mięso. Szedłem kilkanaście minut długim i ciemnym korytarzem, na końcu którego znajdowały się schody w dół. Zejścia broniło dwóch trolli.
- Jak tu się dostałeś? - zapytał jeden z nich.
- Zabiłem waszego strażnika - odpowiedzialem.
- Z nami już sobie nie poradzisz!
- Czyżby? - wyjąłem katanę z pochwy i zacząłem ciąć trollom skórę.
- Aaaaaargh! Nie żyjesz już, głupi człowieku! - troll powiedział to z taką pewnością siebie, że nawet przez myśl mu nie przeszło, jak bardzo się mylił. Obu trollom ściąłem głowy jednym machnięciem ostrym, samurajskim mieczem. Opróżniłem ich sakiewki i ruszyłem w dół jaskini. Ku mojemu zdziwieniu były tam same trupy orków i minotaurów.
Miałem szczęście. Wyjąłem ze skrzyni miecz, który polecił mi przynieśc Cipfred.
***
- Spełniłeś swoją misję, Thor. Twoją nagrodą będzie ten legendarny miecz władców Carlin! - pogratulował mi powodzenia mnich.
- Dziękuję, mam katanę! - odpowiedziałem.
- Gratuluję! Jednak zatrzymaj także twoją nagrodę. Przyda ci się w dalszym życiu. |
|